Edainwell obudził się wyjątkowo
późno i musiał stwierdzić, że czuje się wspaniale, od dawna nie
był już tak wypoczęty i zrelaksowany. Uśmiechnął się szeroko,
słysząc wesoły śpiew dobiegający z kuchni i uświadomił sobie,
jak dawno jego twarz nie zaznała tego pozytywnego grymasu. Okrył
się szczelniej kołdrą w twardym postanowieniu, że zostanie tak
jeszcze kilka dłuższych chwil.
-Nie śpisz już? - nawet nie zauważył,
kiedy właścicielka cieniutkiego, od rana rozśpiewanego głosu
stanęła w progu pokoju, opierając się ramieniem o framugę drzwi.
Czarny, satynowy szlafrok narzuciła na nagie ramiona i przewiązała
w pasie. Stała bosa i rozczochrana, z kubkiem parującej kawy w
dłoni. Feniks poczuł jak zalewa go fala ciepła. - Oh, czyżbym
widziała ten zagubiony, w odmętach życia, uśmiech?
Parsknął na te słowa. Zawsze miała
skłonność do przesady i patetyzmu, ale zupełnie mu to nie
przeszkadzało.
-Dwie idealne, małe czarne- poklepał
zachęcająco miejsce obok siebie. Kobieta bezszelestnie przemierzyła
pokój, było to dla niego niemal irracjonalne, zawsze kojarzyła mu
się ze stukotem obcasów. Do tej pory jeszcze nie widział jej bez
nich, nosiła wysokie buty, gdy pierwszy raz się poznali i wtedy,
gdy po raz pierwszy kochali się z tyłu jej służbowego samochodu.
Boso wydawała się taka drobna i bezbronna.
-A gdybyś mógł wybrać jedną? Ja,
czy kawa? - zapytała podając mu kubek i wślizgując się do
nagrzanej pościeli.
-Kawa, zdecydowanie - Nie zareagowała,
więc przeniósł na nią wzrok. Wpatrywała się w niego dużymi,
orzechowymi oczami, brwi miała zmarszczone, usta zaciśnięte,
zacięty wyraz twarzy. - żartowałem, nie musisz szykować się do
ataku, oddam się po dobroci.
-Ten chłopak, z którym cię wczoraj
widziałam to był Danczenko, prawda? - zamarł z kubkiem
przyciśniętym do warg, przekalkulował szybko co ma powiedzieć, po
czym z ciężkim westchnieniem odstawił naczynie na szafkę nocną.
-Tak – przyznał – ale zanim
zaczniesz panikować to wiedz, że to wszystko co o nim mówią to
nie prawda.
-Wiem – odpowiedziała całkowicie
spokojnie. Wciąż patrząc na niego poważnie - zorientowałam się
wczoraj. Nie wygląda na mordercę, znaczy wiesz to widać... w
oczach. U ciebie odbijają się wszystkie ofiary – delikatnie
dotknęła jego policzka – ale on nikogo jeszcze nie zabił.
-Jesteś mądrą kobietą... – musnął
ustami jej dłoń.
-Ale on jest niebezpieczny- przerwała
mu – najlepiej zostaw go, wróć do swojego dawnego życia.
-Nie mogę. Nie potrafię go zostawić.
-Co się takiego stało przez te
ostatnie miesiące? - zapytała kręcąc lekko głową z
niedowierzaniem – to do ciebie nie podobne, tak się przywiązać.
Zrezygnowany potarł podbródek,
wyczuwając na nim dwudniowy zarost i w kilku zdaniach, pokrótce
opisał jej sytuacje.
Gdy zamilkł wypuściła powietrze z
płuc, które więziła tam przez cały czas trwania opowieści.
-A więc nie pozostaje mi nic innego,
jak wam pomóc.
*
-Jesteś tego pewien? -
zapytał po raz kolejny Rosjanin, gdy zmierzali wąskimi uliczkami,
na miejsce spotkania.
-Jestem tego całkowicie
pewny. To może być nasza szansa, jeśli ktoś mógł dorwać się
do ważnych informacji, to mogła to zrobić tylko ona. - wyszli w
końcu na oblegany przez ludzi plac i zaczęli się przepychać przez
tłum. Dostrzegł kobietę w czerni, nerwowo postukującą obcasem o
kostkę brukową – widzisz, już na nas czeka.
Jeden z przechodniów
podszedł do niej zbyt blisko, rozległ się dźwięk nie do
pomylenia z czym innym, odgłos wystrzału.
Edainwell zaczął
przeciskać się przez przerażony rój ludzi nim jeszcze ciało
opadło na ziemię, i nim zniknęło głuche echo wystrzały. Ludzie
napierali na niego z każdej strony, zasłaniając kobietę.
Roztrącał ich łokciami, szarpał, klną, aż w końcu wyciągnął
pistolet, co skutecznie utorowało mu drogę. Opadł na kolanach przy
swojej niedoszłej wspólniczce i zacisnął dłoń na jej mokrym od
krwi płaszczu. Dziwna gula dławiła go w gardle. Przed oczami
stanęła jej uśmiechnięta twarz. Twarz, którą widział zaledwie
dziś rano. Ta na którą patrzył obecnie, była zastygła w wyrazie
zaskoczenia. Wciąż piękna, jednak już nieobecna. Pogładził ją
po policzku, świadom, że już wkrótce zamieni się on w zimny
marmur bez wyrazu. Wezbrał w nim porażający gniew.
*
Danczenko przeciągnął się
z głośnym westchnieniem i przetarł podpuchnięte oczy. To była
długa noc. Jedna z wielu. Kolejne strony gazet powoli zlewały się
w jedno i pozostawało po nich jedynie mętne wspomnienie. Zerknął
na Feniksa, który zdawał się być nieporuszony i już trzecią
dobę z obojętną miną przerzucał kolejne strony, jedynie raz za
razem pociągając trochę kawy z plastikowego kubka. To był jego
pomysł, by przedzierać się przez całe tony nic niewnoszących
informacji, ale Rosjanin wiedział, że to tylko próba odciągnięcia
myśli, więc nie oponował.
-Czy ty...-zaczął chłopak.
-Zamknij się – warknął
Edainwell nawet nie podnosząc wzroku.
-Co?
-Znowu chciałeś wyskoczyć
ze swoją pseudopocieszającą gadaką, odpuść sobie, czuje się
świetnie.
-Yhymm- mruknął
powątpiewająco – przydałoby się coś do jedzenia. Pójdę do
sklepu – zadecydował zarzucając na siebie kurtkę.
-Mam ci przypominać, ze
jesteś na samym szczycie na liście poszukiwanych? Kup kawę z
automatu na korytarzu i siedź na dupie.
Słuchając cichego szumu
automatu Danczenko przytupywał ze zdenerwowania. Do tej pory nie
uświadamiał sobie jak bardzo uzależnił się od Feniksa, polegał
na nim, nawet jeśli nie zawsze się zgadzali. A teraz on siedzi w
swojej bezpiecznej strefie, przeglądając gówniane artykuły i (o
co Rosjanin mógł się założyć) myślami będąc daleko. W swojej
naiwności wierzył, że mężczyzna nie posiada nikogo na kim by mu
zależało, wydawał się zawsze gardzić ludźmi, a Danczenko nie
pytał, tak było prościej. Ukryć wszystko pod mgiełką
niedopowiedzenia, tylko, że gdy owa ochrona zniknęła zostali obaj
bezradni, poszukiwani i z sieczką w głowie. Zorientował się, że
kawa już dawno została nalana, a on stoi i podświadomie pociera
bolącą głowę. Sięgnął do kieszeni po prochy przeciwbólowe i z
irytacją stwierdził, ze opakowanie jest kompletnie puste. Westchnął
ciężko i rzucił przelotne spojrzenie na drzwi do pokoju, jakby
spodziewając się coś tam ujrzeć. Nie będzie go wyrywać ze
swojej prywatnej żałoby. Szybko wyszedł z hotelu kuląc się przed
mroźnym powietrzem. Mając jedynie kilka kroków do sklepu nie
przejmował się, że Feniks zauważy jego nieobecność, oczywiście
w normalnych okolicznościach nie tylko by się zorientował, ale
pewnie nawet wyprzedził jego poczynania. No tak, w „normalnych
okolicznościach” było tu słowem kluczowym. Drgnął lekko, gdy
uświadomił sobie, że ma swojego stróża o niewiadomych zamiarach,
który podążał za nim, wcale nie kryjąc się w swych
poczynaniach. Przystanął przed szybą wystawową niby to
kontemplując wyłożony towar, a w rzeczywistości przyglądając
się odbiciu. Drobna sylwetka po drugiej stronie ulicy również się
zatrzymała i wpatrywała się w niego, nawet nie kamuflując swoich
poczynań. Zerknął przez ramię, postać nie drgnęła nawet na
milimetr, dopiero gdy skierował swoje kroki w jej kierunku uciekła,
szukając schronienia w krętych, wąskich uliczkach tak
charakterystycznych dla centrum miasta.
-Mamy problem – oznajmił
wchodząc do pokoju.
-Poważnie? Nie zauważyłem.
Szukają nas wszyscy, tobie odwala, nasz jedyny informator nie żyje.
Ale to miło, że się zorientowałeś – ironizował, wciąż
wlepiając zacięty wzrok w gazetę.
-Mówię o czymś innym.
Chyba ktoś mnie rozpoznał. - tymi słowami zasłużył sobie na
parę błękitnych tęczówek wpatrujących się w niego z furią.
-Dlaczego, kurwa mać,
jesteś ubrany? - Danczenko był pod wrażeniem jak mężczyzna
potrafi się szybko poruszać. Ledwo zarejestrował, że odrzucił od
siebie artykuł i i chwycił go za poły kurtki – jesteś
skończonym idiotą?! Nie mam czasu zajmować się wszystkim i
jeszcze pilnować cie na każdym kroku! Mógłbyś mieć trochę
instynktu samozachowawczego
-Nikt cię o to nie prosił!
- Rosjanin czuł jak jego mania prześladowcza się uaktywnia. Dłonie
zaciśnięte na jego ubraniu powoli zyskiwały inne znaczenie, serce
waliło z przerażenia. Odepchnął od siebie mężczyznę, robiąc
kilka chwiejnych kroków w tył – może gdybyś mniej się skupiał
na osobach, które już nie żyją, łatwiej byłoby nam znaleźć
wyjście z tej chujowej sytuacji!
Przesadził. Dobrze o tym
wiedział. Błękit tęczówek, przerodził się w ciemny granat.
Dłonie zaciśnięte w pięści poczęły drżeć we wściekłości.
Edainwell zamachnął się, pragnąć wreszcie dać ujście swoim
emocjom. Pięść trafiła w ścianę. Mężczyzna dyszał ciężko.
-Wyjeżdżamy –
zadecydował głosem wypranym ze wszelkich emocji.
-Feniks... - Danczenko
złapał go za ramię w akcie desperacji.
-Spadajmy stąd.
*
Cisza wypełniająca wnętrze
samochodu była dziś wyjątkowo przytłaczająca. Rosjanin rzucał
ukradkowe spojrzenia mężczyźnie, ale w jego głowie nie
kształtowały się żadne słowa, które mogły by naprawić
istniejącą sytuację. Westchnął zrezygnowany i zerknął przez
szybę, która domagała się porządnego czyszczenia.
-Stój! - krzyknął, nie
wierząc w swoje szczęście. Niemalże przywalił głową w deskę
rozdzielczą, gdy Feniks nacisną na hamulec.
-Co znowu?- warknął.
-Ta dziewczyna, ona mnie
dziś śledziła – Edainwell zamyślił się marszcząc brwi brwi i
odpalając kolejnego papierosa.
-Zgarniamy ją- zadecydował,
wyciągając pistolet zza pazuchy.
-A może byś tak trochę
pomyślał? - zasugerował Danczenko.
-A może byś się zamknął
- odszczeknął w odpowiedzi, ale zaprał dłoń z drzwi –
zamieniam się w słuch
*
Feniks nie był w nastroju
do uprzejmościowej gry wstępnej, toteż bez zbędnych ceregieli
zaczął majstrować w zamku. Gdy rozległo się wyczekiwane
kliknięcie, wpakował się do mieszkania, nie oglądając się za
siebie. To był błąd. Uświadomił to sobie w momencie gdy ostry,
wojskowy nóż przeleciał mu koło głowy i wbił w ścianę,
spojrzał na niego ukradkiem. Wciąż drgał lekko, jakby naigrując
się z niego.
-Mama nie uczyła, że nie
nachodzi się dziewczyny w środku nocy? - z głębi ciemności
wydobył się spokojny, młody, kobiecy głos.
-Umarła zanim zdążyła
przekazać tak istotną wiadomość – burknął Feniks mocniej
zaciskając dłoń na broni.
-Mógłbyś powiedzieć
Danczenko by wszedł do środka i zamknął drzwi, nie chce mieć
kolejnych gości, a wątpię byście nieśli ze sobą zapowiedz
spokoju.
Edainwell dostrzegł młodą
dziewczynę, która bez słowa wpatrywała się w nich, w oczekiwaniu
na wypełnienie swojej prośby. Zapaliła lampkę stojącą
nieopodal, zmuszając swoich gości do zmrużenia oczu. Siedziała
na głębokim, wysłużonym fotelu. Na ustach igrał delikatny
uśmiech, który zapewne miał za zadanie ukryć prawdziwe emocje,
tak doskonale odbijające się w oczach. Niepewność, strach i ta
nutka szaleństwa, że Feniks aż spojrzał na Danczenko. Dziewczyna
bawiła się nożem, idealną kopią tego, który teraz tkwił w
ścianie.
-Siadajcie – zarządziła
zakładając nogę na nogę i poczęła machać stopą odzianą w
ciężki, czarny but.
-Też faszerują cię tym
gównem – stwierdził mężczyzna, opadając na jeden z foteli,
które im wskazała.
Oboje popatrzyli na niego z
zaskoczeniem.
-Jakbyś spędziła z nim
tyle czasu, rozpoznałabyś każdego waszego pokroju. Wyglądacie
jakbyście mieli zamiar roznieść najbliższy kwartał wyżynając
wszystkich w pień, by później zasiąść z lampką wina przed
kominkiem.
Cisza która zapanowała po
jego wyznaniu była wystarczającym potwierdzeniem.
-Dobrze, skoro to już
ustaliliśmy, to powiedz, co się do nas sprawdza – pochylił się
w stronę kobiety, zaglądając w jej przepłoszone oczy.
-To wy do mnie...
-Proszę cię – prychnął
rozbawiony – nie wierzę, ze tak łatwo było cię znaleźć. Ani w
to, ze całkiem przypadkiem stałaś przy drodze wylotowej z miasta.
Przełknęła głośno ślinę
i cała jej pewność siebie wyparowała.
-Chcę to przerwać –
popatrzyła błagalnie na Danczenko – uciekłeś, wszędzie cię
szukają. Byłam zdziwiona, ze spotkałam cię wtedy na ulicy.
-Bo jest kompletnym idiotą
– zirytował się Feniks.
-Tak czy inaczej chcę się
zabrać z wami – powiedziała hardo – mogę wam pomóc, znam się
trochę na informatyce i...
-Wykluczone – przerwał
jej Edainwell – nie mam zamiaru zajmować się dwoma dzieciakami,
poza tym – dodał już nieco łagodniej - z tego co się
orientujemy, jeśli go odstawisz objawy się nasilą.
Dziewczyna patrzyła na nich
z enigmatycznym wyrazem twarzy. Jej bystre oczy ponownie spoczęły
na Rosjaninie jakby w wyczekiwaniu, że zobaczy u niego coś na
potwierdzenie tych słów.
-Mamy zamiar z tym skończyć
– odezwał się po raz pierwszy Dmitrij, ignorując ostrzegawcze
spojrzenie mężczyzny dodał – chcemy znaleźć główną bazę.
-Zwariowaliście?! - jej
krzyk podrażnił uszy. Wstała, wciąż z nożem dzierżonym w
dłoni, tak bardzo przypominała teraz tą psychiczną część
Danczeki, że Feniks wykrzywił usta w niechętnym grymasie.
-Nie tak żebyśmy mieli
inne wyjście, nie mam zamiaru uciekać całe życie – powiedział
niechętnie Feniks.
-A co ty masz z tym
wspólnego? - zapytała marszcząc brwi.
-Pytam się o to codziennie.
Jak to mówią: byłem w złym miejscu, o złej porze. - odrzekł
wymijająco – tak czy inaczej zrobimy to.
-Więc wam pomogę –
wyszperała z kieszeni świstek na którym nabazgrała rząd cyfr, po
czym wcisnęła go mężczyźnie do ręki – dzwońcie mogę pomóc
wam poszukać informacji.
-Sądzę, że się przyda –
mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do niej.
-Uważaj na niego –
szepnęła korzystając z tego, ze Danczenko zniknął już za
drzwiami.
-Nie jestem jego niańką –
wkurzył się Edainwell.
-Źle mnie zrozumiałeś –
powiedziała patrząc mu w oczy. Chłodny wzrok, stalowych tęczówek.
- uważaj, żeby nie odrąbał ci głowy podczas snu.
Mężczyzna poczuł dreszcz
spływający mu wzdłuż kręgosłupa. Jego reakcja nie byłą
spowodowana samym sensem słów, a sposobem w jaki to powiedziała,
jakby...
-Zabiłam swojego chłopaka
– pośpieszyła z wytłumaczeniem. Pewnego ranka pomyślałam, ze
fajnie by było rozwalić mu łeb, rozumiesz? - ze zdenerwowania
oblizała wargi – tak po prostu. Wydawało mi się to kompletnie
normalne i nie było nic bardziej podniecającego niż zobaczyć jak
wypływa mu mózg. Nie wmawiaj sobie, ze jego to nie dotyczy. Też to
widzisz? Ten chory ognik w jego oczach. Pilnuj się.
*
Feniks przetarł zaspane oczy i
rozejrzał się po pokoju. Był środek nocy, za oknem zarówno
gwiazdy, jak i księżyc toczyły bezskuteczną walkę z grubymi,
deszczowymi chmurami.
Jedynym źródłem światła była
jasna stróżka padająca na dywan spomiędzy niedomkniętych drzwi
łazienki. Wiedziony jakimś niejasnym przeczuciem wstał i zakradł
się do oświetlonego pomieszczenia. Dmitrij stał z głową
pochyloną nad umywalką, która teraz skąpana była w całkowitej
czerwieni, dyszał ciężko i trząsł się jak w konwulsjach.
Edainwell już miał do niego podejść, gdy chłopak podniósł
głowę. Spojrzenie jakie odbiło się w lustrze, zatrzymało
mężczyznę skutecznie. Jeśli kiedyś tliło w nim szaleństwo to
teraz paliło się żywym ogniem. Oczy miał chorobliwie skrzące i
ciemne, usta dziwnie wygięta jakby w próbie uśmiechu.
Oblizał wargi, zlizując z nich krew i
odwrócił się w stronę obcokrajowca. Łazienka była tak mała, że
dzieląca ich odległość nie miała więcej niż długość
wyciągniętych ramion, co Feniks boleśnie doświadczył, gdy
Rosjanin złapał go za gardło odcinając dopływ powietrza.
Zaczął chrapliwie walczyć o
chociażby łyk powietrza. Jego ręce próbowały oderwać silne
dłonie, ale palce tylko ześlizgiwały się z nadgarstków. Przed
oczami zaczęło mu ciemnieć i w akcie desperacji uderzył swojego
oprawcę w twarz. Nie na tyle mocno by go znokautować, nie miał na
to siły. Poskutkowało, chłopak oprzytomniał i oderwał dłonie od
jego gardła. Edainwell upadł boleśnie zderzając się kolanami z
płytkami. Spazmatycznie łapał powietrze. Czuł jak gardło pali go
żywym ogniem. Obok niego na ziemie osunął się Danczenko. Krew
ponownie zaczęło mu się lać z nosa i skapywała z podbródka. Nic
sobie z tego nie robił, patrzył przerażonymi oczami na mężczyznę
wijącego się u jego boku.
-Zrób mi przysługę i uprzedź zanim
zapragniesz pobawić się w SM- wychrypiał Feniks przyciskając
łopatki do zimnej ściany.
-Jestem człowiekiem – powiedział
martwo chłopak – bez względu na to jak mi odbija... jestem
człowiekiem, inaczej bym się tak cholernie nie bał.
Edainwell powstrzymał się
od spostrzeżenia, że nie tylko ludzie się boją i poczuł, że
czas im się kończy. Jeśli szybko nie rozwiążą tej sprawy, to
któryś z nich niechybnie skończy martwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz